Parlamentarne listy wyborcze 2023

Do wyborów już coraz mniej dni. Coraz więcej wiemy o kandydatach, choć głównie o jedynkach. Warto też pamiętać, że do końca mogą trwać  poprawki i zmiany na poszczególnych listach. Z tego co wiem, oficjalny termin rejestracji kandydatów do sejmu i senatu to 6 września 2023r. , po tym dniu już nic nie da się zmienić.

Póki co, na stronach PKW są szczątkowe listy, choć codziennie pojawiają  się nowe nazwiska.

Dostępne są tu:

Listy kandydatów

W stosunku do tego, co było wczoraj i dziś – jest przyrost. Choć trudno jeszcze o głębszą analizę. Przejrzałam je pobieżnie i zdziwiło mnie to, że Łukasz Mejza (tak, ten Mejza) jest członkiem PiS. Wydawało mi się, że jest raczej od Bielana.
Dariusz Matecki też już figuruje na liście.

 

Prawie jak jedna lista

Ostatnie dni znowu są bardzo upalne, w końcu mamy jeszcze lato. Wygląda jednak na to, że przedwyborcza atmosfera polityczna jest jeszcze gorętsza i wywołuje naprawdę  wiele emocji.
Główne komitety wyborcze zarejestrowane, trwają ostanie korekty list kandydatów – o ile dobrze pamiętam czas jest do 6 września.
Pakt senacki już zatwierdzony, opozycja idzie razem. Zdecydowanie gorzej jest z listami do Sejmu – tu się tak nie udało. KO idzie osobno, Lewica osobno i Trzecia Droga również. Cóż.Jeszcze w ubiegłym roku wydawało się, że z bólem, ale wspólna lista całej demokratycznej opozycji może się udać. Nie wyszło – moim zdaniem głównie przez Szymona Hołownię, choć być może jestem uprzedzona? W każdym razie Donald Tusk od kilku już miesięcy robi swoje, walcząc o jak najlepszy wynik w tych wyborach.
A wczoraj ogłaszając listy KO do Sejmu, dodatkowo wprowadził dużo zamieszania.

Zupełnie nie zdziwiła mnie kandydatura Hanny Gill-PIątek, można było się tego spodziewać. Adam Bodnar – oczywiście, byłam pewna, że KO go poprze. Jednak Michała Kołodziejczaka z pewnością nikt się nie spodziewał.
Gdy to usłyszałam – w pierwszej chwili poczułam wielkie zaskoczenie. Absolutnie nie jestem zachwycona, wręcz przeciwnie, ale patrząc na zimno – to może mieć sens. Zdaje się, że Agrounia dostała 10 miejsc, z czego 2 “biorące”. Zobaczymy, co z tego wyjdzie, łaska wyborców na pstrym koniu jeździ i rozkład głosów otrzymanych w wyborach wcale nie musi odzwierciedlać miejsca na liście.
Generalnie posunięcie bardzo ryzykowne, choć ciekawe. Kołodziejczak rzeczywiście może przyciągnąć trochę głosów na wsi. Może być dobrym wyborem dla oszukanych przez PiS wyborców, którzy średnio mają ochotę poprzeć mdły PSL.
Wygląda na to, że największym przegranym takiego posunięcia został Kosiniak-Kamysz, który pozwolił sobie na zdominowanie przez Hołownię. Na listach KO pojawił się dla niego groźny konkurent.

Generalnie – musimy pamiętać o tym, że politycy układają listy, ale to my stawiamy krzyżyk przy jednym nazwisku. Na pewno warto się przyjrzeć poszczególnym kandydatom i partiom, z których pochodzą. W przypadku list KO przekrój jest bardzo szeroki – od lewa do prawa, na pewno każdy znajdzie coś dla siebie.

Czujemy się bezpiecznie?

Czasy są niespokojne, tuż za naszą wschodnią granicą toczy się regularna wojna. Niestety, mamy sporo powodów do obaw. Wprawdzie jesteśmy członkiem NATO i UE, ale jesteśmy już tak skłóceni z wszystkimi, że nie jestem wcale pewna tych sojuszy.
Tak, wiem, Błaszczak szaleje na zakupach sprzętu wojskowego – szkoda, że na  kredyt. Nie znam się na tym zupełnie, ale podobno to bardzo chaotyczne zakupy, bez ładu i składu. A póki co – mamy co mamy.
W listopadzie była tragedia w Przewodowie. Miesiąc później wleciała do nas ruska rakieta. Znaleziono ją przypadkiem w  kwietniu, gdzieś pod Bydgoszczą. Podobno nie miała żadnego groźnego ładunku – gdyby miała wiedzielibyśmy o tym z pewnością już w grudniu.
W kwietniu pod przewodnictwem RCB mogliśmy dla odmiany ruszyć na poszukiwania balonów, które wleciały z Białorusi.
A w tym tygodniu obserwujemy białoruskie helikoptery swobodnie krążące w naszej przestrzeni powietrznej. 

Wszystkie te incydenty mają jedną cechę wspólną: są poza wszelką kontrolą państwa. Gdyby nie cywile – do dziś nikt, z Błaszczakiem na czele nic by nie wiedział. Wbrew szumnym zapowiedziom i tezom wygłaszanym na konferencjach prasowych pod płotem na granicy z Białorusią – nikt niczego nie pilnuje.
Po grudniowym ataku Błaszczaka na szefostwo naszej armii – mogę zrozumieć, że wojsko mało entuzjastycznie może chcieć współpracować z obecną władzą. Mimo wszystko jednak miałam nadzieję, że ktoś jednak nad tym panuje i wie, co się dzieje. Teraz nie jestem już pewna. Sądząc z różnych informacji publikowanych na Twitterze, Straż Graniczna w ogóle nie reagowała na doniesienia mieszkańców, odsyłając do wojska. Wojsko nie widziało, bo helikoptery leciały za nisko. A nasz “naszpikowany elektroniką” mur na granicy też nic nie wykrył. Jak to możliwe?
Zostaliśmy oficjalnie poinformowani, że w pobliżu naszej granicy będą się poruszały trzy białoruskie helikoptery. Dwa zostały wykryte przez okolicznych mieszkańców, a czy wiemy co z tym ewentualnie trzecim? Może poleciał kilka, kilkanaście kilometrów dalej, z dala od zabudowań i przez nikogo niezauważony robił swoje? Na przykład wysadził w lesie jakichś nielegalnych emigrantów? Lub jakiś zwiad Wagnerowców? Skoro wiedzieliśmy – dlaczego nie przygotowano się? Przecież nie musiałyby być od razu zestrzelone, wystarczyłoby pokazać jakąkolwiek reakcję – poderwanie śmigłowców do eskorty, sygnały przekazywane drogą radiową o przekroczeniu granicy, cokolwiek. Tym bardziej, że PiS od kilku dni straszy nas Grupą Wagnera na Białorusi…
Podobno “niezwłocznie” poinformowaliśmy o incydencie NATO. Ciekawe, o której to było godzinie? Wieczorem, po kilkunastu godzinach?

Podobno defiladę wojskową 15 sierpnia będzie otwierać turystka na koniu?

Wszystko to faktycznie zaowocowało wielkim wysypem memów  i żartów, choć wcale nie jest to temat do żartów. Błaszczak absolutnie nie nadaje się na szefa MON, to wiedzą wszyscy. Wiadomo też, że nikt go teraz nie odwoła – partia trwa niezłomnie na straży sowich członków. Prezydent Duda pewnie w ogóle nie został poinformowany, podobno po podpisaniu Lex Tusk pojechał na urlop. Wspominanie o bezpieczeństwie Polaków pod obecną władzą jednak może być bardzo drażliwym tematem i lepiej nie poruszać tego w kampanii wyborczej. Jest to zupełnie niewiarygodne.

 

 

WysyPiSko

Kilka miesięcy temu wyszłam z domu i poczułam w powietrzu dziwny zapach jakby palonego plastiku. Zdziwiło mnie to, gdyż jakoś w okolicy nie widać było ewentualnego źródła. Później dowiedziałam się, że gdzieś pod Królewcem (d.Kalinigradem) paliło się jakieś wysypisko śmieci. Wiał wiatr, więc swąd dotarł aż do mnie, do Gdańska. Patrząc na mapę – naprawdę spory zasięg.

Przypomniało mi się to, gdy kilka dni temu okazało się, że pod Zieloną Górą płonie składowisko niebezpiecznych odpadów,
a chmura gęstego, toksycznego dymu unosi się nad okolicą. Nie, oczywiście nie czułam tego, ale domyślam się, że w promieniu wielu kilometrów od Zielonej Góry dawało się to wyczuć. Co gorsza, efekty zatrucia tym, co spłonęło, a teraz jeszcze dodatkowo zanieczyściło okoliczne  wody, będą miały dalekosiężne skutki.
A takich wysypisk, które w każdej chwili mogą zapłonąć, jest w kraju wiele…

A co robi nasza władza? Tak jak zwykle pudruje rzeczywistość. Na wszelki wypadek na ulicach Zielonej Góry wyłączono informacje o zawartości niebezpiecznych zanieczyszczeń w powietrzu, odwołano planowaną ewakuację okolicznych mieszkańców i ogłoszono, że wszystko jest pod kontrolą i zagrożenia nie  ma. Pamiętając, że rok temu po zatruciu Odry też były podobne reakcje (minister Ozdoba nawet chciał się kąpać w Odrze), nie było to jednak zbyt przekonujące.
Teraz natomiast cały wysiłek władzy koncentruje się na tym, aby udowodnić, że te wszystkie nielegalne wysypiska to niemieckie śmieci przywiezione przez Donalda Tuska. Nie są w tym przekonujący i nie sądzę, aby kogoś zdołali przekonać. Niezależnie jednak od tego, nawet pomijając własne sympatie polityczne, czy nie warto pamiętać o tym, że PO nie rządzi już od 8 lat, a Donald Tusk nawet dłużej? Kiedy PiS zamierza w końcu wziąć odpowiedzialność za lata swoich rządów? Sprawa nielegalnych i niebezpiecznych wysypisk jest znana od dawna. W 2018 roku premier Morawiecki i ówczesny szef MSWiA Brudziński zaklinali się, że zrobią z tym porządek, zero tolerancji itd. I co? Ile wysypisk zostało zlikwidowanych? Sądząc z hojnych dotacji na różne “zbożne” dzieła i “patriotyczne” organizacje pieniędzy chyba nie brakuje? Choć z pewnością nie mają ich samorządy – nie poradzą sobie.

Skoro obecna władza nic nie może zrobić “bo Tusk” – to może w najbliższych wyborach warto im podziękować i wybrać tych, którzy spróbują rozwiązać problemy? Tłuste koty są już bardzo leniwe i zmęczone władzą, lepiej dajmy im odpocząć.

 

Przez ostatnie 8 lat…

Przez ostatnie 8 lat – to już pora, aby w pełni odpowiedzialnie zacząć używać tego, tak swego czasu popularnego i często używanego przez PiS określenia.
Wprawdzie partia rządząca, z premierem Morawieckim na czele, wydaje się nie zauważać upływu czasu i ciągle tkwi w roku 2015, jak mantrę powtarzając #winaTuska, ale to tylko ich urojona rzeczywistość. Świat poszedł naprzód, PiS z przystawkami rządzi już 8 lat i pora na podsumowanie winy Kaczyńskiego, winy Morawieckiego czy też winy Ziobry.

Teoretycznie jeszcze nie ma formalnej kampanii wyborczej, ale w praktyce trwa ona już w najlepsze. Wszystkie ugrupowania polityczne jeżdżą po Polsce, spotykają się z wyborcami (lub w przypadku PiSu – ze zwiezionymi zwolennikami)  i organizują wiece wyborcze. Nie oglądam w  ogóle telewizji rządowej, czasami niechcący trafiam na fragmenty takich spędów partii władzy i mam wrażenie, że Morawiecki ciągle tylko opowiada o rządach PO i Tuska, a Kaczyński nieustannie dochodzi do prawdy i potrzebuje jeszcze jednej kadencji. Czy to nie jest już nudne nawet dla najzagorzalszych zwolenników? Tym bardziej, że wprawdzie członkom partii, ich rodzinom i znajomym żyje się bardzo dobrze na licznych suto opłacanych posadkach, milionerów przybywa, tłuste koty są coraz bardziej spasione, ale szary przedstawiciel suwerena idąc do sklepu i widząc ceny chyba jednak musi czuć dysonans w stosunku do wizji świata oglądanej w mediach rządowych? I czekając w długich kolejkach do lekarza, nie wymienia się uwagami z innymi na przykład na temat rachunków za gaz, prąd czy czynsz?

Ostatnie 8 lat to koszmar. Zdewastowali prawo, sprawiedliwość, zniszczyli wszystkie instytucje państwowe. Co sądzą o nas w Europie i na świecie – lepiej nie mówić. Nikt też się tak nie przyczynił do całkowitego upadku Kościoła jak PiS – choć tu trzeba przyznać, że przy wydatnej pomocy hierarchów. Tak, ten kraj jest już w kompletnej ruinie i żadna propaganda sukcesu tego nie zasłoni.

Nie możemy przegrać tych wyborów, gdyż przy dalszym trwaniu tej władzy, za 4 lata już nic nie będzie. To zadanie dla nas wszystkich i to nie tylko w internecie, ale jak najbardziej w świecie realnym. Znam kilku zwolenników tej władzy i wiem, że z fanatykami nie da się racjonalnie rozmawiać, emocje są zbyt silne. Przyjęłam inną zasadę, pozornie bez polityki: skoro jest tak dobrze – to dlaczego jest tak źle? Dlaczego rosną  ceny? Dostajemy coraz wyższe rachunki? Coraz gorzej dostać się do lekarza? Młodzi ludzie nie decydują się na dzieci?  Przecież płacimy coraz większe podatki i coraz wyższą składkę zdrowotną:
Podatki w kampanii wyborczej

Mam nadzieję, że choć któraś z tych osób zastanowi się jednak i nie odda swojego głosu na PiS.
Mój przekaz dnia to:

 

Kompromis między dobrem i złem?

Wprawdzie termin wyborów parlamentarnych jeszcze nie został ogłoszony, ale kampania wyborcza trwa już w najlepsze. Dziś miałam pecha: trafiłam na fragment wystąpienia Szymona Hołowni i podłamałam się. Do tej pory raczej starałam się raczej przemilczać działania Polski 2050, unikając atakowania ugrupowań stojących po stronie opozycyjnej, ale chyba mi się przelało. Ile można? Wprawdzie słowa PiS – PO jedno zło jeszcze nie padły, ale kontekst wypowiedzi właśnie tak odebrałam.
Trzecia droga? Kompromis między demokracją i autorytaryzmem? Ośmiorniczki kontra afera respiratorowa? Czy naprawdę tak trudno dostrzec, że jesteśmy w krytycznym momencie dziejowym, a nasza demokracja jest zagrożona? Atakowanie Donalda Tuska i całej PO ma się przysłużyć do jej odzyskania? Serio?

O jednej liście już od dawna nikt nie wspomina. Na wspólny marsz w obronie demokracji do Warszawy Hołownia nie dostał specjalnego zaproszenia, więc też się nie wybiera, tylko organizuje własny w Lesznie. OK, nie po drodze mu z resztą opozycji, a przede wszystkim z wszystkimi tymi, którzy wezmą udział w marszu o obronę demokracji, trudno.
Zastanawiam się tylko, czy po wygranych przez opozycję wyborach nagle stanie się wiarygodnym partnerem dla pozostałych ugrupowań? Ja mam wątpliwości. No, chyba że naprawdę liczy na to, że PAD jemu powierzy misję tworzenia rządu i to on będzie rozdawał karty?

Silni, zwarci, gotowi?

Ostatnich kilka miesięcy to czas, gdy strach patrzeć w niebo – czy przypadkiem znowu coś nie przelatuje, a potem będziemy tego szukać? Pojawiło się od razu mnóstwo memów i kawałów, a przecież sytuacja jest bardzo groźna i poważna. Czy jesteśmy bezpieczni?
W listopadzie ub.r. , zaraz po wybuchu rakiety w Przewodowie władza prężyła muskuły, że jesteśmy bezpieczni. Polska odrzuciła ofertę Patriotów z Niemiec, nie włączyliśmy się w europejską budowę bezpiecznej przestrzeni powietrznej. Minister Błaszczak nieustannie zapewniał i opowiadał, jak to jesteśmy bezpieczni z tym rządem. A miesiąc później wleciała do nas rakieta, która spokojnie przeleżała sobie do kwietnia. Znaleziono ją przypadkiem…

Kiedy dowiedział się o tym Błaszczak? Warto zwrócić uwagę, że oskarżając wojsko mówił o tym, że w raporcie za dzień 16-go grudnia nie było o tym wzmianki, a nie, że w ogóle w grudniu o tym nie wiedział. Czy i kiedy powiedział o tym prezydentowi i premierowi? PMM twierdzi, że dowiedział się pod koniec kwietnia. Wprawdzie mijanie się z prawdą to dla niego nic nowego, ale w tym przypadku wcale nie jestem pewna. Wiadomo, że Błaszczak uznaje jednego zwierzchnika – z siedzibą na Nowogrodzkiej.
Niezależnie od tego – moim zdaniem nie może dłużej stać na czele MON-u. Zakładając, że wcześniej miał zaufanie wojskowych, teraz z pewnością utracił je bezpowrotnie. A tuż za naszą granicą toczy się wojna.

Wisienką na torcie może być to, że tydzień temu od strony Białorusi wleciał do nas balon. Odprowadzaliśmy go wzrokiem aż doleciał do Dani. Kolejny, następnego dnia, zginął z pola widzenia w okolicach Rypina. Też dostałam Alert RCB:

ALERT RCB

Uwaga! Trwaja poszukiwania obiektu powietrznego przypominajacego balon. W przypadku jego znalezienia nie podnos, powiadom najblizszy posterunek Policji.

Dokładając do tego dziwne drony, które pojawiły się nad Okęciem nad lotniskiem w Katowicach mam wrażenie, że wbrew rządowej narracji i wszechobecnej propagandzie sukcesu – wcale nie jesteśmy bezpieczni. Na szczęście jesteśmy w NATO i w UE – to jedyne, co nas ratuje.

Marsz 4 czerwca

Może zabrzmi to patetycznie, ale rzeczywistość wokół nas pokazuje, że żyjemy w czasie przełomu. Najbliższe wybory parlamentarne będą naprawdę historyczne i zdecydują, czy zostajemy w Europie i będziemy państwem demokratycznym, czy wybieramy wschodnią autokrację.

Podoba mi się pomysł zorganizowania marszu w dzień 4 czerwca. Termin wybrany idealnie – to święto państwowe, Dzień Wolności i Praw Obywatelskich. Przecież wielu z nas pamięta pierwsze, częściowo wolne wybory w 1989 roku.
Przykro mi, że sama nie będę mogła uczestniczyć w tym marszu. Niestety, moje problemy ze zdrowiem uniemożliwiają mi podróż do Warszawy. Kibicuję wszystkim, którzy tam się wybierają.

Przy okazji jednak wściekam się widząc na Twitterze głosy malkontentów w stylu i “tak się nie uda” czy “co to da”.  Ręce mi opadają czytając tweety “a czy Tusk uzgodnił to z innymi liderami opozycji”“nie idę w marszu Tuska”. No sorry, ale to nie jest żaden marsz Tuska, to marsz w obronie nas wszystkich. Owszem, termin ogłosił lider największej partii opozycyjnej – jego głos jest najbardziej słyszalny. Fochy Hołowni czy Kosiniak-Kamysza są tu wręcz żenujące i nie na miejscu. Mam nadzieję, że zwolennicy ich formacji też przyjdą, ponad podziałami, nie zważając na urażone ego swoich przywódców.

 

Wspieramy opozycję!

Nasza rzeczywistość pędzi ostatnio tak, że trudno za nią nadążyć. Każdy dzień to kolejne afery i bulwersujące wypowiedzi władzy, trudno nadążyć z komentowaniem. Nie mam tu na myśli blogów, nawet Twitter nie nadąża.
Czas najwyższy, aby w końcu odsunąć PiS od władzy. Ja sama już nie wierzę w to, że uda się pójść jednym frontem. Trudno, trzeba robić swoje i nie poddawać. Skoro nie jedna lista, to najlogiczniejsze wydaje się poparcie największej partii opozycyjnej, która w naszej ordynacji wyborczej ma szansę zgarnąć najwięcej mandatów. Tylko i aż tyle. Czy się uda? Nie wiem, ale pamiętając czasy komuny – też się kiedyś wydawało, że jej pokonanie jest niemożliwe.

Na pewno nie będzie to łatwe. PiS ma całe państwo do wykorzystania w walce wyborczej. Nie ma więc złudzeń – opozycji trzeba pomóc. Musimy się naprawdę zaangażować w to, aby odzyskać nasz wolny, demokratyczny i praworządny kraj. A to oznacza, że niezależnie od wsparcia kampanii wyborczej, przekonywania innych do udziału w wyborach, możemy i w miarę możliwości, powinniśmy, wesprzeć naszą partię także finansowo. Wprawdzie PiS ma do dyspozycji całe państwo z jego funduszami oraz wiernych funkcjonariuszy, którzy swoimi wpłatami z sutych pensji na pewno będzie miała więcej, ale nas jest wielu i każdy grosz się liczy.

Też wpłaciłam. Niewiele, bo środki mam ograniczone, rachunki coraz wyższe, a ceny w sklepach…. Po troszku będę jednak wpłacać regularnie, licząc na to, że to będzie mój mały udział w tym, żeby moja wnuczka dorastała w kraju wolnym i demokratycznym, będącym członkiem UE.

 

Ceny urzędowe

Patrząc na rzeczywistość gospodarczą wokół siebie mam jakieś dziwne wrażenie, że kiedyś już to przerabiałam. Pamiętam czasy PRL-u, w dorosłe życie wkraczałam w stanie wojennym. Inflacja? Nic nowego. Teraz też niestety widzimy ceny rosnące z dnia na dzień, w każdym sklepie gdzie robimy podstawowe zakupy. Ja za każdym razem kupując chleb po 6,90zł (zwykły, oliwski) zastanawiam się, gdzie robi zakupy Glapiński? Czy w jakimś specjalnym sklepie za żółtymi firankami? Za komuny takie były, więc może je również reaktywowano?

Karki już prawie reaktywowano -póki co wirtualnie. Drogi węgiel? Żaden problem – rząd wprowadza ceny urzędowe na określony przydział. Jak ktoś potrzebuje więcej musi kupić po cenach wolnorynkowych. Kiedyś to się nazywało sklepy komercyjne. Również prąd mamy w zasadzie na kartki – 2000 kWh na rok. To, co powyżej – ceny komercyjne. Tu interesuje mnie jeszcze jedna  sprawa: kto pokryje różnicę w cenie na tę zagwarantowaną cenę prądu? Kolejna dotacja od rządu? Czy może okaże się, że producenci energii elektrycznej wzorem Orlenu zmniejszą nieco marżę i prąd stanieje?
Wysokie ceny biletów kolejowych? Kiedyś zbierało się plenum partyjne, teraz premier zarządził i od 1 marca ceny wracają do stawek sprzed podwyżki. Szkoda, że dopiero po powrocie dzieci z zimowisk…

Na Węgrzech jest już podobno problem z zaopatrzeniem w podstawowe artykuły. Czy nas też to czeka? Kartki mogą okazać się jedynym wyjściem….