Partyjne priorytety

Od wyborów prezydenckich minęły 4 tygodnie, a mnie ciągle trzyma coś co najlepiej określić zespołem stresu powyborczego. Na początku szerokim łukiem omijałam wszystkie informacje i programy publicystyczne, na FB i X tylko kwiatki i pieski. Teraz jest już trochę lepiej, choć nadal wolę nie myśleć o przyszłości:
w Polsce, Europie i na świecie. Strach się bać. 
Obawiam się, że nie jestem jedyna, po stronie elektoratu demokratycznego jest nas więcej. 

Za to niektórzy politycy „naszej strony” wyraźnie mają swojej priorytety. Wczoraj ciśnienie podniósł mi PSL. Okazuje się, że dla tej partii najpilniejszą sprawą do załatwienia jest uchylająca dwukadencyjność zmiana ordynacji wyborczej do samorządów. Cóż, w samorządach rzeczywiście PSL ma  sporo swoich ludzi na różnych stołkach, ale czy naprawdę teraz nie ma nic ważniejszego? Tylko zabezpieczenie swoich ludzi w terenie?
A może zróbmy referendum w tej sprawie? Dodając przy okazji pytanie o wprowadzenie dwukadencyjności w sejmie? Może warto przewietrzyć ławy poselskie? PL2050  pewnością poprze taki projekt, prawda?

WKK od dłuższego już czasu prawie codziennie organizuje konferencje prasowe. Wypowiada się na każdy temat w kompetencjach wszystkich resortów. Szkoda, że nie jest taki wylewny w opowieściach np. o Funduszu Kościelnym – sam podjął się kierowania tym zespołem, a zdaje się, że tam nic kompletnie się nie dzieje. Nie ma czasu? 

Pokoloruj drwala

Zakończenie roku szkolnego i początek wakacji to całkiem dobry moment, żeby podyskutować na temat zasadności obowiązkowej matematyki na maturze. Od kilku dni temat ten, za sprawą posłanki PL2050 Izabeli Bodnar, krąży w przestrzeni medialnej, wywołując całkiem spore emocje. 
Cóż, ja jestem konserwatystką – zdecydowanie tak. Nie chcę się uciekać do banałów, że matematyka to królowa nauk, ale coś w tym jest. Uczy logicznego myślenia, analizy i wyciągania wniosków – przydatne na każdym kroku i w różnych dziedzinach. 

Każdy z pewnością zna ten kawał: 

W roku 1970: „Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Koszty uzyskania przychodu wyniosły 4/5 tej kwoty. Jaki procent stanowił zysk drwala?”
W roku 1990: „Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno kosztowało go 4/5 tej kwoty. Ile zarobił drwal?”
W roku 2000: „Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa kosztowało go 4/5 tej kwoty – czyli 80 zł. Ile zarobił drwal?”
A w roku 2020? „Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Pokoloruj drwala.”

Coś w tym jest. Kilka lat temu opowiadał mi znajomy kierowca autobusu miejskiego, że w trakcie jazdy podszedł do niego nastolatek z pytaniem o cenę biletu. Usłyszał, że 1,80zł i zadał kolejne pytanie: a 3 ile będą kosztować? Znajomy spojrzał na niego i spytał: sam nie możesz policzyć? Nastolatek wyciągnął komórkę i na kalkulatorze pomnożył 3 x 1,80. 
Niestety, ale wcale nie jest to śmieszne, a jeśli już – to śmiech przez łzy. 

Często słyszanym argumentem przeciwników matematyki na maturze jest to, że „do czego w życiu może się przydać znajomość wyznaczania przebiegu funkcji?” Cóż,  moim zdaniem umiejętność logicznego rozumowania, analizy, planowania i optymalizacji może być przydatna w wielu dziedzinach życia i tego właśnie uczy matematyka. W tym kontekście patrząc, być może wczytywanie się w opisy przyrody w „Nad Niemnem” też niesie za sobą jakieś wartości kształtujące pozytywnie naszą osobowość, ale w matematyce lewa strona równania musi równać się prawej i łatwo da się to sprawdzić, wynik jest z reguły jednoznaczny. I nie trzeba się zastanawiać nad tym „co autor miał na myśli” i to tak, że wcelować się w jedynie słuszny klucz odpowiedzi. 

W czasach pierwszych rządów PiS na czele MEN stał Giertych. To on wprowadził zasadę, że nawet z oblanym jednym przedmiotem matura jest zdana i można studiować. Do dziś tego nie rozumiem. Niby mamy coraz bardziej wykształcone społeczeństwo, a coraz głupsze. Matura prawem a nie egzaminem umiejętności? Studia należą się każdemu? A w efekcie „jak sobie pomyślę jakim jestem inżynierem, to boję się pójść do lekarza…”
A potem okazuje się, że policzenie wyjętych z urny głosów wyborczych i prawidłowe wpisanie 2 liczb w protokole to zbyt wysoki poziom do ogarnięcia dla niektórych. 
I jak tu tłumaczyć, że niskie podatki i brak ZUS-u wyklucza darmowe studia i bezpłatną służbę zdrowia? 

 

To nie jest kraj dla uśmiechniętych ludzi

Obudziliśmy się dziś rano w Polsce, która wyraźnie pokazuje, że to nie jest kraj dla uśmiechniętych ludzi. Liczy się nienawiść i zaciśnięta pięść, a nie życzliwość i wyciągnięta dłoń. 
Wyniki wyborów są jednoznaczne – w kraju nad Wisłą żyją dwa, całkowicie różne plemiona. Czas nie łagodzi podziałów, chwilami mam wrażenie, że wręcz pogłębia. Jest źle, może być jeszcze gorzej. 

Nie chcę nawet rozpatrywać różnych dalszych wariantów zmian na naszej scenie politycznej, do których z pewnością dojdzie – mam dziś zbyt kiepski nastrój. Nie chce też bawić się w szukanie winnych, kto co powinien zrobić lub czego nie robić – to nie ma sensu. Wyniki wyborów prezydenckich pokazały w lustrze nasze społeczeństwo, podzielone na pół, choć nasza strona demokratyczna jest mniej zmobilizowana i mniej odporna na deszcz. Wygląda też na to, że część z nas też postanowiła dać czerwoną kartkę rządowi K15X i nie zagłosowała w ogóle. Wyborcom Nawrockiego nie przeszkodził nawet szemrany życiorys oraz pamięć o 8 latach koszmarnych rządów PiS.
Tak, frekwencja była wysoka, jednak nie dość wysoka, a Nawrocki w Pałacu Prezydenckim to już nie żaden symboliczny gest, a realia naszej rzeczywistości. 

Boję się myśleć dokąd nas to wszystko zaprowadzi… 

Głosuję na TAK!

1 czerwca 2025r. to jeden z najważniejszych dni w naszej współczesnej historii: wybieramy prezydenta.
Ja swój głos oddam na kandydata, który ma wiedzę, kompetencje, doświadczenie. Słucha ludzi, uśmiecha się i ma szansę, aby choć trochę posklejać nasze tak bardzo podzielone społeczeństwo, wyciągając rękę do każdego. Na pewno nie przyniesie nam też wstydu na świecie.

Kierując się sercem i rozumem swój głos oddam na Rafała Trzaskowskiego. I jest to wybór na tak, a nie przeciwko komuś.
I w ogóle nie interesują mnie sondaże, Exit Poll również. Poczekam na oficjalne wyniki.

 

Suweren popiera, nie przeszkadza?

Trwająca właśnie kampania wyborcza sprawia, że co chwilę przekraczamy granice zrozumienia tego, co jeszcze może zdarzyć się w naszej polityce? Gdy już osiągane jest dno, za kilka dni okazuje się. że jest kolejna, jeszcze niższa warstwa.

Wiemy już, że Karol Nawrocki, kandydat PiS na prezydenta ma już na koncie:

    • wykorzystywanie apartamentu w Muzeum II WŚ
    • dziwne podróże z asystentką w różne egzotyczne miejsca na świecie
    • wyłudzenie mieszkania komunalnego
    • poświadczenie nieprawdy w akcie notarialnym
    • udział w ustawkach kibolskich
    • liczne znajomości wśród gangsterów
    • udzielenie pożyczki na lichwiarski procent
    • uzależnienie od dziwnych środków
    • poważne podejrzenia o sutenerstwo

I co? I nic. Czy Kaczyński wiedział to wszystko zanim podjął decyzję o wystawieniu go w wyborach prezydenckich? Liczył na to, że to nie wyjdzie? Czy, że ciemny lud wszystko kupi?
Patrząc na wyniki I tury i na sondaże – wygląda na to, że żelazny elektorat PiS-u rzeczywiście jest impregnowany i nie dopuszcza do siebie myśli, ze wybrany przez prezesa kandydat nie jest wzorem cnót wszelakich. Popierają, nie przeszkadzają.
Dokąd my doszliśmy? Czy naprawdę przekaz partyjny całkowicie zdominował podstawowe zasady moralne? Nikt nie czuje, że coś tu jest jednak nie w porządku, ważniejsze jest murem za naszym? Przecież ten człowiek nigdy nie powinien dostać certyfikatu dostępu do tajemnicy państwowej, jak był sprawdzany? Kto podjął decyzję?

Kiedyś wydawało mi się, że Tymiński w II turze wyborów prezydenckich to wpadka raczkującej demokracji – jeszcze nie rozumieliśmy jak to działa, co jest ważne i jak ważne są wybory. Od tamtej pory minęło już wiele lat i jest jeszcze gorzej.
Owszem, nie popierałam Dudy i cały czas uważam go za złego prezydenta – miałki, nadęty krzykacz, łamiący konstytucję i spolegliwie wykonujący wszystkie polecenia z Nowogrodzkiej. Jednak nie ma na sumieniu takiej listy zarzutów o charakterze kryminalnym, to jest zupełnie inna kategoria. Gdyby nie ta lista, pewnie krytykowałabym Nawrockiego za to, że jest drewniany czy jak to określił Mentzen – niezbyt lotny osiłek. Niestety, to co ma na sumieniu sprawia, że nigdy nie powinien zostać kandydatem na prezydenta. Gdzie nasze poczucie moralności?

 

O co chodzi w tych wyborach?

Te wybory prezydenckie to nie są standardowe wybory głowy państwa w kraju demokratycznym. Nie, tym razem zdecydujemy o wyborze naszej drogi na przyszłość. Wschód czy Zachód? Demokracja czy autorytaryzm? Brzmi wzniośle? Możliwe, ale przecież tak naprawdę to właśnie o to chodzi.
To nie jest kwestia alternatywy między dwoma kandydatami z określonymi cechami i kompetencjami potrzebnymi na stanowisku prezydenta. Byłoby to proste, Nawrocki nie miałby tu najmniejszych szans. Jest drewniany, poglądy dopasowuje do bieżących potrzeb, ma fatalne kwalifikacje moralne i związki ze światem przestępczym. Problem jednak w tym, że decydują tu plemienne emocje, a rozsądek jest w odwrocie.

Wybierając Nawrockiego, za chwilę grozi nam znowu degradacja naszej świeżo odbudowanej pozycji na arenie międzynarodowej. Tak, Rosja się ucieszy, ale czy na pewno tam chcemy szukać uznania? Nie chcę nawet roztrząsać wszystkich wątków potencjalnych przedwczesnych wyborów parlamentarnych, powrotu PiS do władzy i dokończenia tego, czego nie zdążyli przez 8 lat. PolExit w takiej sytuacji jest niestety bardzo prawdopodobny. 
Naprawdę nie chcemy już Unii? Znudziło nam się?
Ja pamiętam PRL, pamiętam kartki i ciągłe „przejściowe trudności”. Granice były zamknięte, paszporty były wydawane (lub nie, odmowy były na porządku dziennym) tylko na konkretny wyjazd za granicę, a po powrocie – zdawane z powrotem na milicji. Rolnicy nie dostawali żadnych dopłat, cytryny i pomarańcze bywały w sklepach 2 razy w roku: na Wielkanoc i Boże Narodzenie. Naprawdę za tym tęsknimy? To chcemy zafundować naszym dzieciom i wnukom? Życie w wolnym świecie zachodnim jednak nie dla nas?
A młodym ludziom, którzy nie mają takich wspomnień warto powiedzieć, że w Rosji i Białorusi jest internet, kontrolowany przez władzę….

Powyborcza trauma

To już drugi dzień po I turze wyborów prezydenckich, a ja ciągle czuję się przerażona ich wynikami. Owszem, Rafał Trzaskowski, na którego z przekonaniem oddałam swój głos, osiągnął najlepszy wynik, ale wcale nie mam pewności, że tak będzie również
1 czerwca. Niestety.
To, co mnie jednak najbardziej martwi to wysokie poparcie uzyskane przez skrajną prawicę, przede wszystkim Brauna. Nie jestem w stanie zrozumieć, jak można było na niego zagłosować? Czym ujął 1 242 917 wyborców, że uznali go za najlepszego kandydata? Przecież to straszny człowiek, szukający rozgłosu za pomocą skrajnie radykalnych metod. Co przeważyło? Antysemityzm? Antyukraińskość? Sprzeciw wobec UE? Samo Szczęść Boże to jednak za mało.
Łatwiej już zrozumieć głosujących na Mentzena, choć ręce opadają widząc młodych ludzi, którzy popierają polityka oferującego m.in. płatne studia, płatną służbę zdrowia i żadnego socjalu.
Za to dla wyborców Nawrockiego sprawa jest prosta: prezes go namaścił, więc nie ma o czym dyskutować.

Po lewej stronie sceny politycznej sytuacja powinna być prostsza. Choć z pewnością nie ma tu zastosowania prosta arytmetyka i nie da się „przekazać” wyborców. Owszem, dla wiernych zwolenników wskazanie lidera może mieć znaczenie, ale przede wszystkim jednak zadziała tu mechanizm pamięci jak wyglądało 10 lat z Dudą w Pałacu Prezydenckim i 8 lat rządów PiS. Przynajmniej taką mam nadzieję. Liczę też na to, że zmobilizują się ci, którzy w ostatnią niedzielę nie dotarli do lokali wyborczych. Mam nadzieję, że ta wizja będzie skutecznym straszakiem.

Przed nami ostatnich 10 dni kampanii wyborczej. Nie możemy odpuszczać, trzeba walczyć z wszystkich sił o to, żeby wygrał Rafał Trzaskowski. Wolę sobie nie wyobrażać koszmaru, gdyby się tak nie stało.

Wybór jest oczywisty

Niedziela 18 maja 2025 – idziemy i głosujemy, nie ma wymówek. Moim zdaniem – najlepszym kandydatem jest zdecydowanie Rafał Trzaskowski. Wykształcony, zna języki, ma kompetencje, doświadczenie i kontakty międzynarodowe. Łączy, nie dzieli, a w dodatku uśmiecha się 🙂 
Po dziesięciu latach fatalnej prezydentury Dudy mamy w końcu szansę na to, żeby przestać się po prostu wstydzić prezydenta i dokończyć to, co zaczęliśmy 15 października 2023r.

Wybór jest oczywisty – głosujemy na Rafała Trzaskowskiego!

 

Po debacie

Ostatnia debata kandydatów na prezydenta już za nami. Szybko i pobieżnie przejrzałam X – jakoś nie widać zbyt wielu wpisów ogłaszających kto ją wygrał. Za to całkiem dużo opinii, że w wyborach prezydenckich powinien być znacznie wyższy próg umożliwiający start. Też tak uważam – za dużo szumu i promowania samych siebie, a także – jak w przypadku Stanowskiego – po prostu pajacowania.

Ta wczorajsza debata była po prostu długa i nużąca. Tak, wiem, że w demokracji każdy kandydat ma prawo do wypowiedzi, ale czy my naprawdę chcemy i musimy wysłuchiwać chamskich obelg Stanowskiego w stosunku do dziennikarki, bzdur wygadywanych przez Jakubiaka czy zachwytów Maciaka nad geniuszem Putina? Wyraźnie było widać, że kandydatów było zbyt wielu i ciężko się to oglądało. Nie wiem, jak wyglądało to w TV Republika – nie oglądałam, ale wygląda na to, że jedyna dobra debata to ta w Super Expressie. I to mimo, że prowadzona była m.in.przez Prusinowskiego, którego od dawna nie znoszę.

Czy ta debata coś zmieniła w naszych preferencjach wyborczych? U mnie nie, ale ja faktycznie jestem żelazny elektorat PO. W tych wyborach będę głosować i sercem i rozumem na Rafała Trzaskowskiego.

Na ostatniej prostej kampanii prezydenckiej

Przed nami ostatnia prosta, pierwsza tura wyborów prezydenckich już za tydzień. Jaka była ta kampania? Ciekawa? Czy wpływa na nasze preferencje wyborcze? Sondaże wskazują, ze chyba trochę tak. Moim zdaniem dotyczy to głównie tych, którzy raczej mniej interesują się polityką, są niezdecydowani, jeszcze nie podjęli decyzji. Żelazne elektoraty (i to nie tylko dwóch największych partii) raczej są odporne na wahania nastrojów.

Z pewnością zagorzali zwolennicy PiS nie mają teraz najlepszych humorów. Wskazany przez Kaczyńskiego kandydat na prezydenta okazał się niestety wielkim błędem. Można było się po cichu śmiać z podwójnej osobowości Nawrocki/Batyr, ale gdy pojawiła się  sprawa kawalerki – żarty się skończyły. Ta sprawa jest poważna i w dodatku trafia do wyobraźni również elektoratu PiS. Owszem, działacze partyjni idą w zaparte i ciągle popierają kandydata „obywatelskiego”, ale mam wrażenie, że też się już gubią w aktualnej wersji narracji, zbyt szybko się zmienia. Najpierw była mowa o darowiźnie z wdzięczności, testament, potem akt notarialny sprzedaży. Na konferencji prasowej twardo i zdecydowanie machał nim Czarnek, podkreślając że to umowa kupna/sprzedaży, nie ma mowy o żadnej opiece  i wszystko jest załatwione. A nieomal w tym samym czasie – u Rymanowskiego siedział sobie Nawrocki i opowiadał, że żadnych pieniędzy nie przekazał, tylko opłacał i nadal opłaca rachunki. Biorąc pod uwagę, ze od 8 lat jest formalnie właścicielem tej kawalerki – to raczej żadna łaska, przecież komornik do niego właśnie by się zgłosił. 
Trochę później światło dzienne ujrzała umowa o świadczenie dożywotniej opieki + pochówek i to podpisana w 2021 roku, już po przeprowadzce Nawrockiego do Warszawy. Kolejne wersje zaprzeczają same sobie i zdecydowanie widać, że nikt nad tym nie panuje. Obietnica przekazania tej kawalerki na cele charytatywne niczego nie zmienia.
A podobno to nie koniec rewelacji i w ostatnim tygodniu czeka nas jeszcze kilka wstrząsów.

A ponieważ ja jestem zdecydowanie żelaznym elektoratem Platformy Obywatelskiej, wcale mnie to nie martwi. Moim zdaniem Rafał Trzaskowski prowadzi bardzo dobrą kampanię, próbuje jednoczyć, a nie wykluczać. Nie atakuje również koalicjantów – po wyborach prezydenckich będzie sporo spraw do załatwienia i dotyczy to całej Koalicji 15X.