Obudziliśmy się dziś rano w Polsce, która wyraźnie pokazuje, że to nie jest kraj dla uśmiechniętych ludzi. Liczy się nienawiść i zaciśnięta pięść, a nie życzliwość i wyciągnięta dłoń.
Wyniki wyborów są jednoznaczne – w kraju nad Wisłą żyją dwa, całkowicie różne plemiona. Czas nie łagodzi podziałów, chwilami mam wrażenie, że wręcz pogłębia. Jest źle, może być jeszcze gorzej.
Nie chcę nawet rozpatrywać różnych dalszych wariantów zmian na naszej scenie politycznej, do których z pewnością dojdzie – mam dziś zbyt kiepski nastrój. Nie chce też bawić się w szukanie winnych, kto co powinien zrobić lub czego nie robić – to nie ma sensu. Wyniki wyborów prezydenckich pokazały w lustrze nasze społeczeństwo, podzielone na pół, choć nasza strona demokratyczna jest mniej zmobilizowana i mniej odporna na deszcz. Wygląda też na to, że część z nas też postanowiła dać czerwoną kartkę rządowi K15X i nie zagłosowała w ogóle. Wyborcom Nawrockiego nie przeszkodził nawet szemrany życiorys oraz pamięć o 8 latach koszmarnych rządów PiS.
Tak, frekwencja była wysoka, jednak nie dość wysoka, a Nawrocki w Pałacu Prezydenckim to już nie żaden symboliczny gest, a realia naszej rzeczywistości.
Boję się myśleć dokąd nas to wszystko zaprowadzi…