Trwająca właśnie kampania wyborcza sprawia, że co chwilę przekraczamy granice zrozumienia tego, co jeszcze może zdarzyć się w naszej polityce? Gdy już osiągane jest dno, za kilka dni okazuje się. że jest kolejna, jeszcze niższa warstwa.
Wiemy już, że Karol Nawrocki, kandydat PiS na prezydenta ma już na koncie:
-
- wykorzystywanie apartamentu w Muzeum II WŚ
- dziwne podróże z asystentką w różne egzotyczne miejsca na świecie
- wyłudzenie mieszkania komunalnego
- poświadczenie nieprawdy w akcie notarialnym
- udział w ustawkach kibolskich
- liczne znajomości wśród gangsterów
- udzielenie pożyczki na lichwiarski procent
- uzależnienie od dziwnych środków
- poważne podejrzenia o sutenerstwo
I co? I nic. Czy Kaczyński wiedział to wszystko zanim podjął decyzję o wystawieniu go w wyborach prezydenckich? Liczył na to, że to nie wyjdzie? Czy, że ciemny lud wszystko kupi?
Patrząc na wyniki I tury i na sondaże – wygląda na to, że żelazny elektorat PiS-u rzeczywiście jest impregnowany i nie dopuszcza do siebie myśli, ze wybrany przez prezesa kandydat nie jest wzorem cnót wszelakich. Popierają, nie przeszkadzają.
Dokąd my doszliśmy? Czy naprawdę przekaz partyjny całkowicie zdominował podstawowe zasady moralne? Nikt nie czuje, że coś tu jest jednak nie w porządku, ważniejsze jest murem za naszym? Przecież ten człowiek nigdy nie powinien dostać certyfikatu dostępu do tajemnicy państwowej, jak był sprawdzany? Kto podjął decyzję?
Kiedyś wydawało mi się, że Tymiński w II turze wyborów prezydenckich to wpadka raczkującej demokracji – jeszcze nie rozumieliśmy jak to działa, co jest ważne i jak ważne są wybory. Od tamtej pory minęło już wiele lat i jest jeszcze gorzej.
Owszem, nie popierałam Dudy i cały czas uważam go za złego prezydenta – miałki, nadęty krzykacz, łamiący konstytucję i spolegliwie wykonujący wszystkie polecenia z Nowogrodzkiej. Jednak nie ma na sumieniu takiej listy zarzutów o charakterze kryminalnym, to jest zupełnie inna kategoria. Gdyby nie ta lista, pewnie krytykowałabym Nawrockiego za to, że jest drewniany czy jak to określił Mentzen – niezbyt lotny osiłek. Niestety, to co ma na sumieniu sprawia, że nigdy nie powinien zostać kandydatem na prezydenta. Gdzie nasze poczucie moralności?