Na polityce międzynarodowej znam się prawie wcale. USA w zasadzie też niewiele mnie interesuje, choć zdaję sobie sprawę z tego, że jest to mocarstwo mające wpływ na cały świat i nie jest wszystko jedno, kto stoi na jego czele.
Trumpa od zawsze uważałam za dbającego tylko o własne interesy i zadufanego w sobie buca i buraka. Jednak upierający się przy staraniu o reelekcję Biden, mimo że prezentuje zupełnie inną klasę i zasady, też nie wydawał się mi dobrym kandydatem na najbliższe 4 lata. Niestety, wiek robi swoje, pojawia się coraz więcej ograniczeń. Po zmianie na Kamalę Harris sytuacja się zmieniła i do końca wydawało mi się, że będzie dobrze.
A jednak nie…
Cóż, Amerykanie sobie wybrali – ja nie miałam na to najmniejszego wpływu, a jednak czuję jakąś powyborczą traumę. Chyba w podświadomości za bardzo mi tkwi , że to dobro zawsze zwycięża, a zło powinno być ukarane. Życie pokazuje, że bywa różnie.
Może jednak to także nauczka dla nas? Za pół roku wybierzemy prezydenta dla siebie, jeszcze mamy czas na to, aby wyciągnąć wnioski z tego, co stało się za oceanem i nie popełniać tych samych błędów co Demokraci? Żebyś w maju nie obudzili się z Czarnkiem lub innym przedstawicielem PiSowskiej „elity” jako nowym Prezydentem. Wolę sobie tego nawet nie wyobrażać.
Niezależnie od różnych, coraz „ciekawszych” pomysłów zgłaszanych przez PSL – ja osobiście poprę kandydata zgłoszonego przez Donalda Tuska i KO. Wolałabym, aby był to Rafał Trzaskowski (Sikorski ma za dużo do zrobienia na arenie międzynarodowej, jest w tym naprawdę dobry), ale hasło #TuskWieCoRobi przyjmuję w ciemno. Z tego też powodu unikam na platformie X wszystkich dyskusji zwolenników strony demokratycznej opowiadających się za jednym czy za drugim z tych kandydatów. Moim zdaniem na tym etapie to jałowe dyskusje i niepotrzebnie mogą prowadzić do skłócenia zwolenników Koalicji 15X. Tym bardziej, że Elon Musk zrobił z Twitterem to co zrobił i algorytmy raczej nie będą nam pomagać.
Na pewno w tej chwili najważniejsze jest nie tylko wybranie dobrego kandydata, ale wiodącego tematu kampanii prezydenckiej. Podobno Amerykanie wybierając Trumpa zagłosowali portfelem, czy u nas może być podobnie? Cóż, u nas prezydent nie stoi na czele rządu, ma zupełnie inne uprawnienia, ale dla silnie spolaryzowanego społeczeństwa raczej nie ma to znaczenia.
A więc co jest najważniejsze? Z jakim przekazem strona demokratyczna ma szukać poparcia? Czemu wydaje mi się, że sprawy światopoglądowe to stanowczo za mało?
Jeśli PiS wystawi Czarnka to powinno być dobrze.
Pytanie co z Ukrainą. Trump jest tu nieprzewidywalny. Ale przeczucia mam złe.
W zapasie jest jeszcze Tarczyński…
Obaj trafią jedynie do betonowego elektoratu, który i tak zagłosuje na kandydata PiS-u, ktokolwiek nim będzie.
A Trump niestety jest nieprzewidywalny. Ukraina (a w dalszej kolejności – my) może za to zapłacić wysoką cenę. Jeżeli spełni też inną swoją obietnicę i na produkty z UE ustali zaporowe ceny, cała Europa zostanie zacznie zapychać się własnymi towarami i będzie to miało fatalny wpływ na gospodarkę.
Sondażowo PiS+KWiN mają więcej niż koalicja, więc jakaś szansa, że pisowiec wygra jest. Ale jestem raczej optymistą.
Póki co z Konfy zgłosił się Mentzen. Najlepiej byłoby załatwić wszystko z jednej turze.
Przed chwilą Tusk ogłosił prawybory w PO. Może to dobrze? W ten sposób jest szansa na to, że nikt z partii nie będzie się buntować przeciwko decyzji Donalda Tuska, sami wybrali. Poza tym i w mediach i social mediach i tak już trwa dyskusja kto powinien być kandydatem.
Ja jestem zwolenniczką RT, ale nie będąc członkiem – nie będę głosować.
Nie wiem, czy Sikorski nie byłby lepszy. Choćby dlatego, że faktycznie chce, bo RT to w sumie kandydował, bo mu Budka kazał. I Sikorski chyba byłby bardziej zjadliwy dla centrum. To, czego się boję, to że PiS wystawi jakiegoś Płażyńskiego, którego wyborcy mogliby łyknąć.
RT wyraźnie pokazuje, że mu zależy i to od dawna.
A Płażyński? Mam wrażenie, że on głównie gra na siebie i chyba to jest przyczyną, że Kaczyński mu nie ufa. On raczej nie czekałby z długopisem w ręku pod drzwiami prezesa.
Z jakim przekazem strona demokratyczna ma szukać poparcia? Odpowiedź jest, NIESTETY, zawsze ta sama: Umiejętnie obiecywać gruszki na wierzbie. Czytałem niedawno jedną z wielu analiz porażki Kamali Harris. „Demokraci skupiając się na obronie emigrantów zapomnieli o klasie robotniczej, na co tylko czekali Republikanie”. W tłumaczeniu na nasze: Obiecywali gruszki na wierzbie emigrantom, zapominając, że robotnicy mają więcej głosów, więc obiecanki dla robotników zaczął dawać Trump. No przecież „Make America Great Again” nie było skierowane do inteligencji, prawda? Trzeba udawać siłę, bezczelną pewność siebie, to przemówi do sfrustrowanego społeczeństwa. Bo my sobie możemy mówić o roli edukacji, czy służby zdrowia…, ba, rządy powinny je wspierać, ale na hasła wyborcze toto się nie nadaje. Siła, bogactwo…, to trafia do masowej wyobraźni.
W każdym razie na ten moment, bym głośno darł łacha z PiS-u, że pomylili wybory w USA z wyborami w Polsce – i to używałbym głównie inwektyw w stylu: do szeregu wazeliniarze, trochę szacunku dla polskiego wyborcy, Polska jest niepodległym państwem, a nie, jak się wam zdaje, wasalem jakiegoś państwa zza oceanu! Oczywiście tych słów nie mogliby wypowiadać partyjni liderzy, ale partyjni publicyści (znaczy się dyżurni wysyłani do programów publicystycznych) – i owszem!
Tak, masz racje. Populistom i hejterom całkiem dobrze się wiedzie w dzisiejszych czasach. Trudno w takiej sytuacji trzymać się zasad.
Tak, trzeba na każdym kroku przypominać 8 lat rządów PiS i tą nieszczęsną prezydenturę. I dla przypomnienia wstawiać np. zdjęcie Dudy podpisującego coś na brzegu stołu Trumpa.