Życzenia Świąteczne

Te święta mają szanse w końcu być znowu radosne i pełne nadziei. Po 8 latach smuty, dewastacji państwa i niszczenia demokracji udało nam się zmobilizować i po prostu zawalczyć o to wszystko, co jest najważniejsze.
Jak dobrze, że wrócił Donald Tusk – bez Niego to by się nie udało.

Cieszmy się więc przy świątecznym stole i z nadzieją patrzmy w przyszłość. Niech choinka pachnie, lampki mrugają, a my dzieląc się opłatkiem z rodziną, spróbujmy choć na chwilę zapomnieć o tym, co nas dzieli. Może mimo inflacji Mikołaj podrzuci jakiś mały prezencik?
Wesołych Świąt!

 

Historia zatacza koło

Zainspirował mnie tweet znajomego – Wasz Prezydent nasz Premier – idealnie pasuje do obecnej sytuacji. Dobrze wpisuje się także w nastroje społeczne.
Gdy 34 lata temu czytałam ten artykuł Adama Michnika w Gazecie Wyborczej, byłam zszokowana. Nie wierzyłam, że jest to możliwe.
A jednak, premier Tadeusz Mazowiecki utworzył rząd i zaczęliśmy budować prawdziwą demokrację (już nie ludową) i odgruzowywać centralnie sterowaną gospodarkę socjalistyczną. Brzmi znajomo, prawda?

Wówczas też była kohabitacja i prezydent Jaruzelski miał sporo możliwości, żeby przeszkadzać i utrudniać. Nie robił tego, zrozumiał, że przemiany są już nieuniknione i pogodził się z nimi.
Czy teraz też tak będzie? Tu niestety mam wątpliwości. Prezydent Andrzej Duda nie ma tej klasy, a przez 6 lat swojej prezydentury pokazał, że jest prezydentem wszystkich PiSowców, a nie wszystkich Polaków. Nie wiem, jakie ma plany na przyszłość (a ściśle rzecz biorąc – jakie plany na niego ma Mastalerek), ale raczej nie jest to wspieranie większości parlamentarnej i odbudowa demokracji i praworządności. Cóż, wytrzymaliśmy 8 lat rządów PiSu, dotrwamy do końca tej kadencji. W międzyczasie trzeba robić wszystko to, co się da. Nie będzie łatwo – lista problemów do rozwiązanie jest bardzo, bardzo długa. Raz już jednak nam się udało, teraz też musi się udać. Mamy doświadczenie i wiemy, jakie błędy popełniliśmy.
I wprawdzie 34 lata temu rozumiałam dobrze ideę grubej kreski premiera Mazowieckiego i uważałam, że ma racje, tak teraz podchodzę do tego zupełnie inaczej. Nie, nie chodzi o żadną zemstę, ale o podstawowe elementarne poczucie sprawiedliwości. Wszyscy ci, którzy łamali prawo,  przekraczali swoje uprawnienia i napychali bez umiaru swoje kieszenie, muszą zostać sprawiedliwie osądzeni. Nie chodzi tu o igrzyska – choć chętnie obejrzę posiedzenia sejmowych komisji śledczych. To musi być też przestrogą na przyszłość, żeby żadna władza nie poczuła się tak butna, niezniszczalna i wieczna, jak to widzieliśmy przez ostatnich 8 lat.

Nowa poprawność językowa

Żyjemy w XXI wieku. Świat wokół nas się stale zmienia i ma to wpływ na wszystkie dziedziny naszego życia. Zmienia się także nasz język i nie mam tu na myśli tylko slangu czy współczesnego języka młodzieżowego. Nasz język coraz bardziej jest dominowany przez swoiście pojmowaną poprawność polityczną.  I coraz częściej mam wrażenie, że popadamy w coraz większą przesadę.
Cóż, jako dziecko w szkole recytowałam wierszyk o mieszkającym w Afryce murzynku Bambo i nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, że jest to rasistowskie. Czy to brak empatii? Raczej nie wydaje mi się, po prostu kolor skóry nie miał dla mnie znaczenia. I nie wiem, czy taka przesadna troska nie wywołuje wręcz przeciwnego efektu – jeżeli kogoś musimy traktować ze specjalną troską, to znaczy, że wcale nie jest nam równy.

W naszej polszczyźnie za to coraz więcej feminitywów. Mimo, że jestem kobietą, jakoś wcale nie jestem ich fanką. Szczególnie razi mnie słowo ministra. Skoro jest lekarka, profesorka, fryzjerka, kasjerka – czy nie powinno być raczej ministerka? Można to jednak jakoś przełknąć, chyba nie mamy wyjścia. Jak daleko to zajdzie? Kilka dni temu usłyszałam wypowiedź jakiejś dziennikarki, która komentując zaprzysiężenie dwutygodniowego rządu Morawieckiego oburzyła się stwierdzeniem prezydenta, że w rządzie jest dużo pań. Nie podobały jej się te panie, to zbyt protekcjonalne –  powinien powiedzieć kobiety. Właściwie nawet nie wiem, jak to skomentować? Chyba dochodzimy do paranoi.

Choć ostatnio pojawiło się  nowe zjawisko – językowe ukrywanie płci. Pierwszy raz usłyszałam to w TVN24 w programie Radomira Wita. Jedna z  przedstawicielek młodego pokolenia, mówiąc o szkole i kadrze nauczycielskiej używała określenia osoby nauczycielskie. W pierwszej chwili nawet myślałam, że się przesłyszałam, ale później powtórzyła to kilka razy. Krótko potem trafiłam na przedwyborczą konferencję KO i prezentację San Kocoń (osoba niebinarna) z partii Zieloni.

Jestem neutralne w stosunku do płci żeńskiej i męskiej. 
Zaimków “ono” zaczęłom używać prawie dwa lata temu. Nie znałom ich wcześniej, a przecież nie odkryłom Ameryki, bo takie zaimki w języku polskim istnieją od wieków.

Nie wiem, czy takich przypadków jest więcej, ale mówienie o sobie w 3.osobie brzmi dla mnie dziwnie, a odmiana czasowników – wręcz karykaturalnie. Nie jestem transfobką, ale językowo to jakiś koszmarek. Choć kto wie, czy w tym właśnie kierunku nie powędrujemy? Ostatnio nawet z trybuny sejmowej  poseł Zembaczyński zwracał się nie do posłanek i posłów, a do osób poselskich.

A na  koniec niby drobiazg, ale stale budzi moje zdziwienia. Tym razem chodzi o słowo pisane. Zawsze pisząc do kogoś (również w internecie) zaimków w drugiej osobie używam z wielkiej litery czyli np. Tobie, Was, Ciebie itp. Od dłuższego czasu zauważam, że coraz częściej podkreśla się zaimki nie w drugiej, a w pierwszej osobie. Czyli np. jaka u was pogoda, bo u Nas pada śnieg.

Chyba się starzeję, ale za moich czasów tak nie było. Za to dużą uwagę przywiązywano do ortografii i interpunkcji, ale to już zupełnie inna bajka.